ryzyko.pl

Ryzyko.pl >> Dawne artykuły >> Ubezpieczenia >> Dla firm >> Kredyt a ubezpieczenie 

 

 

 

Ubezpieczenie jako element stosunków pomiędzy instytucj± kredytow±, a przedsiębiorstwem

 

Uwaga!

Jest to część prowadzonego przeze mnie dawniej, starego serwisu ryzyko.pl. Znaczna część informacji na tej stronie może więc być już nieaktualna a nawet fałszywa.

Z drugiej strony czasem można przekonać się jakie były przewidywania i plany, a jak potoczyła się rzeczywistość..

Marcin Z. Broda


 

Opracowano: styczeń 1999

Przez wiele lat - od początku okresu transformacji, aż po rok 1997, czy też 1998 - nieustabilizowana sytuacja większości działających w Polsce firm sprawiała, że nawet w przypadku największych transakcji bank - przedsiębiorstwo i niezależnie od ich charakteru sprawy ubezpieczeń schodziły na plan dalszy. Nawet jeśli w kontraktach pojawiał się obowiązek wykupu mniej lub bardziej odpowiedniej dla danego rodzaju przedsięwzięcia polisy to zwykle nie były określane jej warunki, a przede wszystkim wymagane limity odpowiedzialności towarzystw ubezpieczeniowych. Banki nie miały też ludzi, którzy potrafiliby takie warunki oraz limity określić, a później ocenić rzeczywistą wartość przedstawianych dokumentów ubezpieczeniowych. Zadowalały się cesją praw z papieru, którego do końca nie rozumiały - dokładnie tak samo jak robiły to przy najprostszych kredytach samochodowych dla osób fizycznych, gdzie zarówno jednostkowa skala jak i charakter ryzyka jest zupełnie inny.

Spoglądając zresztą szerzej na problem ubezpieczenia przedsiębiorstw - dopiero niedawno co poważniejsi inwestorzy, w tym m.in. większe banki, zaczęli dokładniej interesować się zabezpieczeniem firm przed skutkami realizacji tzw. ryzyk czystych czyli po prostu sposobem prowadzenia zarządzania ryzykiem w firmie oraz w szczególności ubezpieczeniami. Coraz częściej przestaje już wystarczać prosta informacja, że firma XXX ubezpiecza się kompleksowo w zakładzie ubezpieczeń ZZZ. Wymagane są dokładne informacje, co do zakresu pokrycia oraz przede wszystkim działań i badań, które doprowadziły firmę właśnie do wyboru tego, a nie innego sposobu podejmowania jej ryzyk. Firmy osiągnęły już po prostu taki poziom, że w przypadku kalkulowania inwestycji lub ocenie wiarygodności przedsiębiorstwa problem ten nie może być zaniedbany nawet w porównaniu z królującymi do tej pory oceną finansów, ogólnej sytuacji rynkowej, konkurencji.

Przez specjalistów stawiane są tutaj dwa podstawowe zagadnienia:

  1. czego powinna i może wymagać instytucja kredytowa (lub odpowiednio inwestor, który de facto znajduje się w podobnej sytuacji) od przedsiębiorstwa w zakresie zabezpieczenia firmy

    oraz

  2. kiedy i jak ta instytucja może pomóc związanym z nim przedsiębiorstwom.

Generalnie w przypadku dużych kontraktów zawieranych pomiędzy stosunkowo równorzędnymi partnerami naturalne będzie raczej pierwsze podejście. Bank lub firma leasingowa powinny stawiać wymagania, co do poziomu, ale nie sposobu, zabezpieczenia swoich interesów w przypadku zajścia zdarzenia losowego. Przedsiębiorstwo z kolei może dążyć do ograniczenia tych wymagań lub spełnienia ich w sposób dla niego najwygodniejszy i najefektywniejszy.

Instytucja kredytowa może tutaj wymagać odpowiedniego poziomu prowadzenia zarządzania ryzykiem, a w szczególności podejmowania ryzyk w firmie, bowiem - choćby ze względu na wielkość - przedsiębiorstwo powinno mieć odpowiedni potencjał dla spełnienia nawet najostrzejszych rozsądnych kryteriów. Jednocześnie narzucanie przez tę instytucję własnych, gotowych rozwiązań może być sprzeczne z interesem dużego Klienta posiadającego własny, odmienny, ale niekoniecznie gorszy, plan działań związanych z ryzykiem.

Drugie rozwiązanie będzie z kolei naturalnie stosowane raczej w przypadku finansowania mniejszych podmiotów, które samodzielnie nie będą w stanie zagwarantować odpowiedniego zabezpieczenia powierzonych im środków lub też, dla których hurtowy zakup zabezpieczenia przez bank lub firmę leasingową może być znacznie korzystniejszy zarówno ze względu na cenę jaki i łatwiejsze oraz pewniejsze dochodzenie roszczeń w przypadku realizacji jednego z realnych przecież czarnych scenariuszy. W szczególności to podejście powinno być stosowane zawsze w przypadku kredytowania osób fizycznych.

Czego może wymagać bank?

Każde poważne przedsiębiorstwo powinno wiedzieć możliwie najdokładniej na jakie ryzyka i w jakiej skali jest narażone. Ważne przy tym będą zarówno ryzyka standardowo - uznawane przez większość za ubezpieczalne jak też, a może przede wszystkim, wszelkie inne mogące powodować szkody o charakterze losowym w przedsiębiorstwie.

Do pierwszych zaliczymy przede wszystkim: ogień, powódź, wybuch, kradzież, odpowiedzialność cywilną tzw. deliktową. Do tych drugich między innymi: sprzeniewierzenie, pewne rodzaje odpowiedzialności cywilnej (np. OC za produkt z opcjami takimi jak product recall - wycofania produktu z rynku, OC za szkody w środowisku), terroryzm, wojnę, strajki, zamieszki, błędy kierownictwa oraz pracowników, zdarzenia losowe u poddostawców lub kontrahentów.

Niezależnie od przyczyny i rodzaju zaistnienia zdarzenia losowego konieczne jest też zbadanie możliwości wpływu zdarzenia na bieżącą działalność przedsiębiorstwa (tzw. przerwy w produkcji i odpowiadające im ubezpieczenie business interruption). W większości wypadków należy rozszerzyć również badania o zmiany w przyszłości, a w szczególności zajęcie pozycji przedsiębiorstwa na rynku przez konkurentów. Może się to bowiem zdarzyć w przypadku poważnych szkód i dłuższych przestojów, a dla każdego jest jasne, że oznacza przynajmniej bardzo poważne trudności w realizacji zakładanych wcześniej planów.

Bank - w przypadku finansowania przedsiębiorstwa lub nawet tylko jednego z jego projektów - może i powinien wymagać przeprowadzenia wszystkich tych działań. Jedynie bowiem takie podejście do problemu ryzyka, tylko jego pełna i rzetelna identyfikacja i ocena w przedsiębiorstwie gwarantuje później odpowiednią skuteczność jakiejkolwiek metody jego podejmowania. Nie można bowiem mówić o unikaniu ryzyka bez jego znajomości, nie można go skutecznie redukować, zatrzymywać, ani transferować ryzyk, których się do końca nie zna.

Błędy w identyfikacji i analizie ryzyka na pewno mogą prowadzić do zawyżania kosztów ochrony, a w szczególności kosztów ubezpieczenia. Nie ma bowiem jednej składki ubezpieczeniowej, a underwriterom oceniającym ryzyko trzeba dostarczyć argumentów, by mogli spokojnie obniżyć cenę polis. Z punktu widzenia banku o wiele groźniejsze jest jednak zaniżenie kosztów takiej ochrony związane najczęściej z brakiem pokrycia dla pewnych - często istotnych dla długookresowego bezpieczeństwa przedsiębiorstwa - ryzyk. Przyzwolenie na takie postępowanie ze strony zarządów przedsiębiorstw wynika przeważnie właśnie z niewiedzy, a nie z chęci świadomego oszczędzenia dodatkowego 1% kosztów, co w biznesie można oczywiście zrozumieć.

Praktyka

Powstaje oczywiste pytanie, czy w przypadku każdej transakcji instytucja finansowa powinna sprawdzać sposób podejścia do ryzyka w przedsiębiorstwie. Czy ma takie możliwości - czas, ludzi, środki? Z reguły odpowiedź brzmi nie. Choćby dlatego, że pełne badanie dużej, nawet nieźle zorganizowanej firmy to przynajmniej pół roku pracy. Inna rzecz, że specjalista po kilku rozmowach z kierownikami różnych szczebli (od rady nadzorczej przez zarząd po np. szefów zakładów) jest w stanie zorientować się dość dokładnie w sposobie podejścia do ryzyka w przedsiębiorstwie, a na pewno wyłapać sytuacje, gdy jest on po prostu lekceważone.

Trzeba przy tym pamiętać, iż nawet w wysoko rozwiniętych gospodarkach zarządzanie ryzykiem na poziomie, który odpowiadałby w pełni potrzebom banku, jest realizowane tylko przez przynajmniej średnie firmy. W Polsce firm, które w pełni zdają sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń związanych z prowadzoną przez nie działalnością jest oczywiście jeszcze mniej.

Jednak w ich przypadku wchodzenie banku lub leasingodawcy z własnymi wymaganiami lub pomysłami może oznaczać nawet powstanie wyłomu w szczelnym i przemyślanym planie ochrony lub ewentualnie konieczność ponoszenia podwójnych kosztów jej prowadzenia - raz zgodnie z własnymi standardami, a po raz drugi wg pomysłów banku. W przypadku wyboru przez przedsiębiorstwo tego drugiego rozwiązania (pierwsze jest niebezpieczne!!!) nie są to z reguły bardzo duże pieniądze, ale...

Trudne jest sprawdzenie, czy firma zapewnia sama odpowiedni standard identyfikacji, analizy i podejmowania ryzyk. W tej chwili w Polsce powinna po prostu sama udokumentować posiadanie odpowiedniego systemu zarządzania ryzykiem. Może i powinna to potwierdzić uznana firma brokerska (prowadzenie zarządzania ryzykiem nie oznacza rezygnacji z usług brokerów ubezpieczeniowych przy konstrukcji konkretnych programów ubezpieczeniowych i ich plasowaniu - wprost przeciwnie - dopiero w takim otoczeniu możliwe jest pełne wykorzystanie możliwości firm brokerskich) posiadająca odpowiednie doświadczenie oraz ... polisę OC zawodowego z wysokim limitem odpowiedzialności.

Najprostszym jednak sposobem potwierdzenia prowadzenia zarządzania ryzykiem w przedsiębiorstwie byłoby objęcie tego elementu audytem. Niestety firmy audytorskie w naszym kraju nie zwracają jeszcze dostatecznej uwagi na problem zabezpieczenia się badanych przedsiębiorstw przed ryzykiem czystym. W raportach podejmowanie ryzyk praktycznie nie istnieje, a częstsze zapisy o ubezpieczeniach ograniczają się z do stwierdzenia, iż firma zawarła "kompleksową polisę w towarzystwie XXX".

Zdarzają się też kompromitujące wpadki - nawet Wielkich - w tym zakresie. Dość często na przykład zalecane jest ubezpieczenie bez franszyz mające jakoby chronić w 100% interesy firmy. W rzeczywistości najczęściej nie ma żadnego uzasadnienia dla ponoszenia przez przedsiębiorstwo dodatkowych kosztów ochrony drobnych lub małych szkód, z którymi bez problemu jest sobie ono w stanie samo poradzić.

W przypadku finansowania mniejszych przedsiębiorstw, które - jak zostało to już wskazane - nawet na Zachodzie nie są w stanie podołać wyzwaniu poprawnego prowadzenia wszystkich swoich ryzyk, konieczne jest jednak inne podejście. Tutaj bank - również w swoim najlepiej pojętym interesie - powinien zaoferować firmie pomoc w aranżacji odpowiedniej ochrony. W Polsce ma to szczególne znaczenie bowiem mniejsze spółki rzadko jeszcze mają w ogóle możliwość korzystają z wyspecjalizowanych i profesjonalnych pośredników gwarantujących zachowanie przynajmniej niezbędnych standardów ochrony. Zarejestrowanych mamy raptem około 500 brokerów oraz firm brokerskich, a również - co muszę przyznać z bólem - nie każda z nich jest w pełni wiarygodna.

Bardzo często przygotowując jednak taki program ubezpieczeniowy dla swoich klientów banki, czy firmy leasingowe popełniają podstawowy błąd skupiając się jedynie na oferowaniu ochrony przedmiotu kredytu, czy leasingu. O ile takie podejście może być ze względu na warunki rynkowe słuszne w przypadku pojazdów - o tyle dla większości kredytowanego lub leasingowanego sprzętu, a już na pewno na przykład wyspecjalizowanych linii technologicznych, nie sprawdza się zupełnie.

W interesie finansującej przedsiębiorstwo instytucji nie leży bowiem samo czyste zabezpieczenie swoich pieniędzy, a raczej zapewnienie, że firma przetrwa i będzie w stanie regularnie spłacać swoje należności. Weźmy dwa odmienne przypadki: kredyt / leasing grupy standardowych komputerów typu PC oraz kredyt / leasing wspomnianej już linii technologicznej.

W pierwszym wypadku możliwość wywiązania się przedsiębiorstwa z zobowiązań w niewielkim stopniu zależy od samych zakupionych maszyn - z reguły wspomagają one tylko podstawową działalność firmy w księgowości, marketingu, dziale sprzedaży. Oznacza to między innymi, że takiemu przedsiębiorstwu trzeba zaoferować nie ubezpieczenie samych komputerów, a całości biznesu łącznie z zaawansowanymi polisami utraty zysku, które będą chronić właściciela (i bank!!) przed skutkami pożaru, zalania hali produkcyjnej, poważną kradzieżą lub dewastacją, czy innymi zdarzeniami losowymi niekoniecznie dotykającymi samego kredytowanego sprzętu.

Podobnie w przypadku linii technologicznej, która będzie zwykle sercem całego biznesu. Jej działanie może zależeć również od innych czynników - chociażby magazynu surowców lub wyrobów gotowych. Ubezpieczenie w programie leasingowym tylko linii nie załatwia sprawy - chroni instytucję finansową tylko w pewnej dość wąskiej klasie przypadków. Znów konieczne będzie kompleksowe ubezpieczenie majątku wraz z odpowiednimi polisami BI, a także na przykład ochrona w zakresie OC produktu - jedno poważniejsze roszczenie klienta postawi przedsiębiorstwo na skraju bankructwa, a leasingodawcę zostawi z drogą, ale często trudną do sprzedania linią.

I tak dla małego przedsiębiorstwa indywidualne zakupienie odpowiednich polis może nie być dostępne nie tylko ze względu na cenę, ale też z uwagi na wysokie wymagania zakładów ubezpieczeń w tym zakresie oraz konieczność posiadania dość fachowej wiedzy do poprawnego ich skonstruowania. Dla brokera banku lub leasingodawcy nie powinno być z kolei dużym problemem przygotowanie dobrego, otwartego programu ochrony dla mniejszych klientów. Za stosunkowo niewielkie pieniądze mogą oni wtedy otrzymać pełne ubezpieczenie firm gwarantujące im (oraz bankowi!) odpowiedni poziom bezpieczeństwa. O ile jednak nie wymaga tego bezwzględny interes instytucji - nie należy raczej nawet małych klientów do tego zmuszać.

Porządek u siebie

Zupełnie odrębnym problemem jest jeszcze samo ubezpieczenie instytucji finansowej. Zabezpieczenie oraz dodatkowa oferta dla klienta to tylko jedna strona całości problemu. Podobny schemat czynności - od identyfikacji po podjęcie ryzyka powinien zostać dokonany również w banku i w firmie leasingowej. Nie zawsze niestety wynik będzie pozytywny i często okaże się na przykład, że instytucja finansowa nie chroni zupełnie ryzyk, które występują na jej terenie.

Proszę mi bowiem znaleźć polski bank lub firmę leasingową, która ma polisy ubezpieczeniowe z odpowiednimi limitami (kilka milionów złotych, czy dolarów nie jest w Polsce odpowiednim limitem!) chroniącymi ją przed: sprzeniewierzeniem lub błędami pracowników, fałszerstwami dokumentów, na podstawie których przeprowadzane są operacje lub podejmowane decyzje, w tym decyzje kredytowe, przestępstwami komputerowymi, "karcianymi" (w tym fałszywe emisje kart), nieautoryzowanymi transakcjami (kiedy nie wchodzi w grę ani sprzeniewierzenie, ani błąd, a na przykład przekroczenie uprawnień dla pokrycia dotychczasowych strat - przypadek Nicka Leesona), odpowiedzialnością za błędy w zarządzaniu itd.

W kilku wypadkach brak ochrony jest nieprzypadkową decyzją kadry zarządzającej - w większości jednak oznacza nieświadomość granicząca z rażącym zaniedbaniem.

A trzeba pamiętać, że nawet jeśli zachodni udziałowiec pokrywa bank swoimi polisami to nie zawsze ze względu na warunki tych polis oraz polskie rozwiązania prawne ochrona ta jest pełna. Na przykład praktycznie nigdy "światowa" polisa D&O nie chroni członków polskich zarządów przed roszczeniami udziałowca.

Marcin Z. Broda

 

 

Uwaga!

Jest to część prowadzonego przeze mnie dawniej, starego serwisu ryzyko.pl. Znaczna część informacji na tej stronie może więc być już nieaktualna a nawet fałszywa.

Z drugiej strony czasem można przekonać się jakie były przewidywania i plany, a jak potoczyła się rzeczywistość..

Marcin Z. Broda

 

 

Profesjonalnie o ubezpieczeniach..

Dziennik Ubezpieczeniowy

Miesięcznik Ubezpieczeniowy

 

 
 Strona przygotowana przez Ogma Sp. z o.o.