ryzyko.pl

Ryzyko.pl >> Dawne artykuły >> Ryzyko >> Podejmowanie >> Retencja >> Aktywna >> Samoubezpieczenie 

 

 

 

Samoubezpieczenie

 

Uwaga!

Jest to część prowadzonego przeze mnie dawniej, starego serwisu ryzyko.pl. Znaczna część informacji na tej stronie może więc być już nieaktualna a nawet fałszywa.

Z drugiej strony czasem można przekonać się jakie były przewidywania i plany, a jak potoczyła się rzeczywistość..

Marcin Z. Broda


 

Termin "samoubezpieczenie" zawiera w sobie sprzeczność. Jak bowiem jest możliwe ubezpieczenie się u samego siebie, jeśli istotą ubezpieczenia jest przekazanie ryzyka wystąpienia szkody lub straty do kogoś innego - zwykle za pewną, określaną indywidualnie składkę? To trochę tak jakby samego siebie poślubić. Jeśli jednak budzący pewne wątpliwości termin samoubezpieczenia zastąpimy zatrzymaniem ryzyka - sama idea powinna okazać się nadzwyczaj interesująca.

Powracając jednak jeszcze na chwilę do samoubezpieczenia. Logicznie rzecz biorąc oznacza ono nic ponad brak ubezpieczenia. I rzeczywiście. Zatrzymanie ryzyka jest równoznaczne z brakiem ubezpieczenia. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że jest to działanie celowe, przemyślane i dodatkowo takie, które może być przeprowadzone na wiele różnych sposobów.

Przykład rozwiązania, które zaoszczędzi 95% składki

Sytuacja:

Przedsiębiorstwo posiada na terenie kraju 50 hurtowni, z których w każdej jest jednorazowo towar o wartości do jednego miliona złotych. Łączna wartość towaru we wszystkich hurtowniach może więc wynosić 50 mln PLN. Przedsiębiorstwo chce ubezpieczyć się od kradzieży.

Tradycyjna oferta 1:

Każda z hurtowni jest ubezpieczana na 1 mln PLN.

Stawka: 2%o. Składka łączna: 100 000 PLN

Uwagi: Pełne, ale bardzo drogie rozwiązanie.

Tradycyjna oferta 2:

Każda z hurtowni jest ubezpieczana na "pierwsze ryzyko" do 200 000 PLN.

Stawka 2,5%o. Składka łączna: 25 000 PLN.

Uwagi: Tanio, ale jeśli ukradną z hurtowni jednorazowo ponad 200 tys. to trzeba samemu pokryć stratę ponad tę sumę.

Standardowe możliwości wielu towarzystw:

Wszystkie hurtownie są ubezpieczane łącznie na "pierwsze ryzyko" do 1 mln PLN z automatycznym uzupełnieniem lub odnowieniem limitu w wypadku szkody - oczywiście za opłatą dodatkowej składki.

Stawka 5%o. Składka łączna: 5 000 PLN

Uwagi: Pełna ochrona za niewielką składkę. W wypadku szkody konieczne może być jednak odnowienie limitu. Na przykład w wypadku okradzenia jednej z hurtowni na pól miliona w połowie okresu ubezpieczenia trzeba dopłacić za takie uzupełnienie 1 250 PLN. To się opłaca!

Możemy przede wszystkim nie prowadzić w swojej organizacji asekuracji w ogóle w jakiejkolwiek formie. Nie polecałbym na pewno tej metody jednak dla porządku trzeba ją tutaj wymienić.

Dalej możliwe jest przyjęcie w ubezpieczeniach polityki wysokich franszyz, co daje perspektywę znacznego obniżenia płaconych składek ubezpieczeniowych. Automatycznie oznacza to jednoczesne zatrzymanie u siebie ryzyka do wysokości wybranych franszyz.

W Stanach Zjednoczonych franszyza (a więc i zatrzymanie ryzyka) na poziomie miliona dolarów nie jest niczym szczególnym. Firmy potrafią wyliczyć do jakiego poziomu mogą same swoje szkody pokryć i przekazują do ubezpieczenia tylko te ryzyka, które mogłyby poważnie zagrozić ich kondycji, czy chociażby płynności finansowej.

Takie rozwiązanie się po prostu opłaca. Niezależnie od towarzystwa i warunków panujących na rynku ubezpieczeniowym (np. obecnej znacznej jego miękkości) ubezpieczenie będzie zawsze droższym instrumentem ochrony niż własne finansowanie ryzyka. Dodatkowym zyskiem jest tutaj pełna dowolność organizacji w likwidacji jej szkody. W dobrze zorganizowanej firmie likwidacja taka powinna być zawsze znacznie prostsza i szybsza niż przy udziale nawet najsprawniejszego ubezpieczyciela.

Dla porządku należy jeszcze zaznaczyć, że Europa zwykle nie jest aż tak skłonna do finansowania swoich ryzyk jak Stany Zjednoczone. Tu franszyzy zaczynają się od poziomu 100 tysięcy dolarów czyli przynajmniej 10 razy niżej niż za Atlantykiem. W znacznym stopniu jest to uwarunkowane dostępnością kapitału, ale też - i chyba przede wszystkim - tradycjami poszczególnych krajów.

Niezależnie jednak, czy w porównywaniu polskich franszyz z Zachodem będziemy brali pod uwagę Stany, czy tylko Europę wypadnie ono dla nas fatalnie. Nawet wielkie firmy obracające setkami tysięcy, czy milionami dolarów żądają w Polsce pomocy ubezpieczyciela przy awarii kranu i zalaniu pomieszczeń biurowych kosztującym pięćset, czy tysiąc złotych. Zamiast po prostu naprawić kran i wymienić kawałek mokrej i zaplamionej wykładziny, co powinno trwać maksymalnie dwie, może trzy godziny u nas pisze się faksy, wzywa likwidatora, czeka na niego, robi kosztorysy itd.

A to wszystko kosztuje. Kosztuje w składce - bo towarzystwo w swoich kalkulacjach na pewno policzy tysiąc złotych szkody i ... dwa tysiące na jej obsługę. Kosztuje też i w pracy własnych ludzi, bo ktoś z firmy musi zostawić swoją zwykłą robotę, by całą sprawę zarejestrować, poprowadzić, dokonać lustracji z likwidatorem. Po co? Lepsze jest zatrzymanie ryzyka do poziomu, na który firma może sobie spokojnie pozwolić.

Można zatrzymywać ryzyko w jeszcze bardziej przemyślny sposób. Jeśli ubezpieczenie jest takie drogie to dlaczego nie stworzyć własnego funduszu, który miałby za zadanie pokrycie własnych szkód? Mógłby on być zasilany na zasadzie podobnej jak ubezpieczenie to jest rocznej "składki". W praktyce spotyka się takie rozwiązania. Podstawową wadą jest tutaj jednak brak pewnych zysków związanych z ubezpieczeniem oraz trudność osiągnięcia przez taki fundusz zasobów pozwalających na pokrycie dużych strat organizacji. Należy więc uznać tę metodę zatrzymania ryzyka za wspomagającą na przykład w przypadku postawienia wysokich franszyz.

Najbardziej zaawansowaną metodą zatrzymania ryzyka jest stworzenie lub wynajęcie własnego towarzystwa ubezpieczeniowego tzw. captive. Towarzystwo wewnętrzne (czyli właśnie captive) - choć jest dość skomplikowane w organizacji i wymaga pewnych początkowych nakładów finansowych - daje największe możliwości zatrzymania ryzyka. Działając przy tym jak towarzystwo ubezpieczeniowe daje organizacji możliwości podobne jak przy prowadzeniu normalnych ubezpieczeń nie mając jednocześnie wielu wad komercyjnych zakładów.

Towarzystwa wewnętrzne (których nie należy mylić z towarzystwami wzajemnymi!) są na Zachodzie postrzegane jako najwyższa forma zatrzymania ryzyka i zdarza się, że korporacja posiada kilka, czy nawet kilkanaście towarzystw tego typu. Wtedy każde z nich wyspecjalizowane jest w przejmowaniu ryzyka określonego rodzaju, czy też tylko z pewnego obszaru działania korporacji.

Dość powiedzieć, że:

  • zyski z bezpośredniego dostępu do reasekuracji (w zależności od linii nawet do 30% tańszej niż zwykłe ubezpieczenia!),
  • możliwość usytuowania captive w raju podatkowym i wykorzystania go jako instrumentu poprawiającego przepływ środków w grupie,

czy też wreszcie

  • pisania ryzyk innych organizacji lub tylko własnych klientów

sprawiły, że na świecie jest już około pięciu tysięcy towarzystw wewnętrznych należących do około czterech tysięcy firm.

Jakie są jeszcze inne przyczyny - poza wyżej wymienionymi, dla których wiele organizacji powinno rozważyć zatrzymanie ryzyka u siebie?

Ubezpieczenie jest niczym innym jak dzieleniem szkód pewnej części populacji na wszystkich jej członków - w tym wypadku wszystkich ubezpieczonych. W istocie jednak można powiedzieć, iż odszkodowania płacone są przez tych, którzy mają szkody. Przy takim ujęciu problemu natychmiast otrzymamy wniosek, że ubezpieczyciele rozwijają się tylko i wyłącznie dzięki akumulacji składek płaconych przez tych właścicieli polis, którzy szkód nie mają. Innymi słowy składki "naszej" organizacji wykorzystywane są do budowy kapitałów pozwalających pokryć straty tych, którzy mają szkody duże, częste lub i duże i częste jednocześnie.

W konsekwencji, jeśli organizacja w pewnym zakresie (np. do wysokości 50 000 PLN, co może być rozsądna wysokością franszyzy) nie jest narażona na stratę w podobnym stopniu jak populacja wokół niej i jednocześnie jest w stanie w inny sposób taką stratę sfinansować to nie ma żadnej przyczyny, dla której powinna się w tym zakresie ubezpieczać. Nie ma po prostu potrzeby by w tym zakresie subsydiować innych.

Jeśli nie finansujemy sami całości naszych ryzyk to trzeba oczywiście mieć jeszcze argumenty, by ubezpieczyciel nie policzył sobie za przyjęcie pozostałej części ryzyka tak, jak zrobiłby to, gdybyśmy przekazali mu całość naszych ryzyk. Trzeba też mieć wiedzę, by nie stracić na innych elementach umowy ubezpieczenia. Z doświadczenia bowiem można powiedzieć, że bardzo często cały problem nie leży w samej wysokości stawki ubezpieczeniowej. Tę może obniżyć bez większego wysiłku nawet niezbyt sprawny negocjator i to o przynajmniej 20, czy 30%. Problem leży najczęściej w samej formie ubezpieczenia, podstawie odpowiedzialności towarzystwa, systemie ubezpieczenia, sposobie jego rozliczania, czy procedurach likwidacji szkód.

Ciekawe jest przy tym, iż stopień konkurencji w naszym kraju nie jest jeszcze tak wysoki, by towarzystwa prześcigały się w szukaniu specyficznych rozwiązań dla swoich klientów. W przypadku ubezpieczeń organizacji jest to już od dawna standardem na Zachodzie.

Pracownicy towarzystw ubezpieczeniowych w Polsce - nawet tych "zachodnich" - są przy tym dość często dotknięci specyficzną chorobą polegającą na nieinformowaniu klienta o innych, często korzystniejszych dla niego możliwościach ubezpieczenia. Polski klient nie jest zwykle informowany o możliwych alternatywach nawet w przypadku, gdy są one standardowo oferowane dane towarzystwo jeśli tylko oznaczałoby to obniżenie składki. W konsekwencji organizacja nie znająca rynku, a mająca na przykład w całym kraju kilkanaście hurtowni ubezpiecza każdą z nich od kradzieży na pełną sumę zgromadzonych tam środków w towarzystwie, które standardowo mogłoby ubezpieczyć wszystkie te hurtownie na pojedynczy najwyższy limit z automatycznym jego odnowieniem w wypadku szkody (patrz ramka).

Wydawać by się jednak mogło, że zatrzymanie ryzyka nie daje pewnego komfortu, który daje ubezpieczenie. Chodzi oczywiście o spokój pokrycia każdej straty przez ubezpieczyciela. Zarzut ten jest w praktyce bardzo często podnoszony i często jest podstawowym argumentem dla rezygnacji z samofinansowania swoich ryzyk.

Pomijając znaną prawdę, iż ubezpieczyciel bardzo rzadko odpowiada za każdą szkodę oczywiste jest, że każda organizacja ma prawo we własnym zakresie określać granicę akceptacji ryzyka. Zbyt często zdarza się jednak, że brak takiej akceptacji w jakimkolwiek zakresie związany jest jedynie z wygodnictwem odpowiedzialnych za ryzyko osób oraz efektem ... nieznajomości własnej organizacji. Analiza potrzeb organizacji oraz chłodna kalkulacja finansowa zwykle pokazuje, że sens ubezpieczenia w wielu zakresach jest co najmniej wątpliwy.

I tak na przykład już w przypadku floty kilkuset pojazdów z dostatecznie dużym prawdopodobieństwem można określić na podstawie dotychczasowych danych możliwą wysokość szkód w kolejnych okresach. Stworzenie w tym wypadku odpowiedniego funduszu na ich pokrycie jest stosunkowo prostym zadaniem. A trzeba pamiętać, że w Polsce w ubezpieczeniach non-life jedynie około 45% płaconej składki wraca do ubezpieczonych w postaci wypłacanych odszkodowań! Na świecie ten wskaźnik jest wyższy - często przekracza 70%. Niezależnie jednak od konkretnej jego wysokości zawsze - nawet jeśli szkodowość organizacji przekracza "normę" - możliwe jest zaoszczędzenie poprzez samoubezpieczenie przynajmniej kilkudziesięciu procent składki bez zwiększenia ryzyka, na które organizacja jest narażona.

Zawsze też - na przykład w wypadku wątpliwości, co do poprawnego działania prawa wielkich liczb, niedostatecznej jakości dotychczasowych danych, czy ze względu na możliwość zmiany otoczenia lub samej organizacji - jest możliwa dodatkowa asekuracja przed ryzykiem typu katastroficznego lub po prostu zmianami dotychczasowego poziomu szkodowości. I wtedy powinno to kosztować ułamek tego, co "pełna" ochrona całości ryzyk.

W przypadku ustalania poziomu własnej retencji należy brać pod uwagę różne czynniki: charakter ryzyka, jego skalę, możliwości organizacji. W tej ostatniej poza określeniem własnych możliwości finansowych można w przypadku ryzyk o niskiej częstości brać pod uwagę również takie instrumenty jak kredyt bankowy. W istocie bowiem będzie to odwrócenie sytuacji ubezpieczenia, które złośliwi określają często jako kredyt spłacany (zwykle! pamiętajmy, że tylko zwykle!) na długo przed jego udzieleniem.

Czy więc samoubezpieczenie, czy bardziej poprawnie - zatrzymanie ryzyka, jest zawsze dobrym rozwiązaniem w każdej organizacji? Na pewno nie. W przypadku ryzyka nie ma nigdy oczywistych i prostych rozwiązań, nie ma schematów.

Jeśli zatrzymujemy własne ryzyka musimy bowiem je też kontrolować oraz minimalizować, by nigdy nie dopuścić do sytuacji, że duża szkoda lub też nagły wzrost drobnych szkód uderzy w naszą płynność zamiast w ubezpieczyciela. Oznacza to w praktyce limitowanie naszej odpowiedzialności jedynie do pewnego poziomu, który w danej, konkretnej sytuacji można uznać za dopuszczalny. W konsekwencji oznacza to też, że będziemy zawsze musieli ubezpieczyć (lub w przypadku towarzystwa wewnętrznego - reasekurować) szkody duże lub katastroficzne.

A wszystko po to, by nasza organizacja mogła zmniejszyć koszty, była szybsza oraz bardziej elastyczna w działaniu. Mówiąc językiem finansów i zarządzania: By łatwiej mogła swoje koszty sprzedać z zyskiem.

Marcin Z. Broda

 

 

Uwaga!

Jest to część prowadzonego przeze mnie dawniej, starego serwisu ryzyko.pl. Znaczna część informacji na tej stronie może więc być już nieaktualna a nawet fałszywa.

Z drugiej strony czasem można przekonać się jakie były przewidywania i plany, a jak potoczyła się rzeczywistość..

Marcin Z. Broda

 

 

Profesjonalnie o ubezpieczeniach..

Dziennik Ubezpieczeniowy

Miesięcznik Ubezpieczeniowy

 

 
 Strona przygotowana przez Ogma Sp. z o.o.